Początkiem był brzydki, mokry karton leżący pod płotem naszego domu. Pośród zatęchłych, brudnych szmat powoli, z obawą ukazało się kilka par czarnych ślepi. Szczeniaki. Oseski, ledwo ruszające się, słabe, przestraszone, popiskujące. I pośród nich Ona: najmniejsza, najczarniejsza i taka ufna. Może ludzkie zło, które ją dotknęło ominęło młode serduszko, te oczy czyste, łagodny uśmiech na pyszczku i ogonek – radosne wahadełko.
Pegi! Taka została. Przez wiele lat, każdego dnia dawała nam całą siebie. Była wesoła, skora do figli, opiekuńcza dla dzieci i tak bardzo, bardzo cierpliwa. Nasz dom, nasz sad, nasz ogród – wszystko to było przesiąknięte jej nieustającą radością, cudownym, mądrym spojrzeniem i delikatnym szczekaniem wzywającym do zabawy.
Dlatego tworząc to miejsce, które staramy się wypełnić dobrymi chwilami beztroskich psich zabaw, zdrowego odpoczynku i pozytywnej socjalizacji, nazwaliśmy Ogrodem Pegi.
Pegi nie ma już z nami. Przeszła dawno za Tęczowy Most. Ale pozostały jej ścieżki, jej oddechy na gałęziach starych czereśni, jej czarny cień przemykający pod ciężką koroną Złotej Renety w sadzie, jej duch i mądrość oczu rozmywających się na zachmurzonym niebie.
„Człowieku – zrobię dla ciebie wszystko – tylko bądź, blisko, jak najbliżej, do końca mych dni…”
Tak mówiła Pegi, w psim języku. Rozumiałyśmy ją.